Od października czuję się coraz gorzej. Ciocia i wujek mówili, że mam koci katar, i wozili mnie od weterynarza do weterynarza... W końcu jeden z nich wypowiedział dziwną nazwę, której nigdy wcześniej nie słyszałem - "bezwysiękowa postać FIPa". Ciocia i wujek bardzo płakali, kiedy to usłyszeli, a ja nic nie rozumiałem... Na szczęście potem wróciliśmy do domu i nie jeździliśmy już tak często do tych okropnych gabinetów. Teraz czuję się średnio, czasem mam apetyt czasem nie, rzadko mam siłę na zabawę. Dużo śpię i wypoczywam, tak jak radzi mi ciocia. Trzymajcie proszę kciuki za to, żeby to nie była jednak ta okropna nieuleczalna choroba, i żebym szybko wrócił do zdrowia... Żeby ciocia i wujek już się tak nie martwili!