Cześć, jestem Burcia - mam dom

Zwierzak: Kot

Płeć: Żeńska

Wiek: 12 lat

Waga: 4 kg

Rozmiar:

Aktywność: kanapowiec

Czy może mieszkać z dziećmi?
Nie może mieszkać z małymi, aktywnymi dziećmi, dla własnego i ich bezpieczeństwa

Czy może mieszkać z innymi zwierzętami? Akceptuje wszystkie zwierzęta

Miejsce tymczasowego pobytu: Warszawa

Możliwość adopcji: Jest do adopcji w całej Polsce

Cześć, jestem Kotka Burcia. Chciałabym opowiedzieć Wam moją historię... może ktoś przeczyta... Czasami myślę, że o takich burych kotkach to nikt nie chce czytać, jest przecież tyle pięknych, przykuwających wzrok KOTÓW... Ale ostatnio dowiedziałam się, że jest taka strona Adopciaki. I że tutaj ludzie wchodzą, bo szukają właśnie takich szaraczków jak ja... dlatego postanowiłam przełamać swoją nieśmiałość i... opowiedzieć kilka słów o sobie... No więc tak... A, nie, przepraszam, podobno nie zaczyna się zdania, od "no więc"... Więc... No dobrze. Jestem Burcia, Kotka Burcia. Ale to już wiecie, prawda? Mam jakieś 7 lat. Dokładnie nie pamiętam. Moja przeszłość zamazuje mi się. Prawdę mówiąc nie chcę o niej pamiętać. Było głodno i chłodno. I biły mnie koty. I był taki człowiek co mnie uderzył... a może kopnął... Widzicie tę dziwną narośl na moim nosku? Ludzie myśleli, że to guz. Ale to nie jest guz i mam na to potwierdzenie. Tę jakąś tam biopsję... Wiecie co to? Aż z Niemiec przyszło i musieli tłumaczyć z angielskiego. (dziwne: z Niemiec, a po angielsku). A wystarczyłoby przetłumaczyć z kociego. Od razu bym im powiedziała, że był taki człowiek co mnie kopnął... Od tamtej pory trochę boje się ludzi. No bo jak nie znam, to skąd mogę wiedzieć, że ktoś znowu nie zrobi mi krzywdy? Z ulicy zabrała mnie taka jedna pani. Bardzo dobra. Jestem z nią do dziś. Tylko, że ona jest bardzo chora... i biedna... Ale zawsze chciała pomóc biednym kotkom. I tak się stało, że w takim malutkim mieszkanku w samym centrum Warszawy była nas czwórka. Ja, Kicia Kocia i dwa młodziutkie młokosy. Kicia Kocia to staruszka... Tamte dwa młode strasznie nas biły. Pani sobie nie radziła, nie umiała nas obronić. A my nie miałyśmy się gdzie chować. To było okropne. Ani dnia spokoju. Próbowałyśmy się z Kicią Kocią trzymać razem, ale i tak nas lały. Czasami to aż krew się pokazywała... I pewnego dnia przyszły takie dwie panie z opieki społecznej. One się opiekują naszą panią. I te opiekunki zabrały gdzieś tych młodych. Pani strasznie płakała, ale mówiła, że to dla naszego dobra. I że te dwa młode mają nowe domy... A my z Kicią Kocią to już jesteśmy za stare na nowy dom. I później to nawet było fajnie, bo po tym jak młode sobie poszły, to zapanował spokój. Ale nasza opiekunka nie ma pieniędzy na jedzenie. I wtedy panie z opieki społecznej dały naszej opiekunce telefon do takiej jednej fundacji. I wtedy przyszło tyle karmy! Mówię Wam! I jaka dooobra... Pycha! Ale niestety Kicia Kocia nie chciała jej jeść. Dziwiłam się. Bo ostatnio była strasznie chuda. I nie chciała już ze mną się miziać. Ani nawet przytulać się... Wtedy te panie z fundacji przyjechały i zabrały Kicię Kocię do lekarza. Tak się bałam, że nawet nie wyszłam zza firanki. One bardzo chciały mnie zobaczyć, ale nie dałam się. O nie! Nie ze mną, Burcią takie numery. Jak chcą mnie zobaczyć, to muszą zasłużyć! Niestety Kicia Kocia już nie wróciła ze szpitalika. Została w czymś co one nazywają hospicjum... Okazało się, że ma chłoniaka. Nie mam pojęcia co to ten chłoniak, ale to strasznie droga sprawa... Nasza opiekunka czasami jeździ i odwiedza Kicię Kocię. A ja zostałam sama. Nasza opiekunka bardzo się przestraszyła po tej historii z Kicią Kocią. Zaczęła myśleć, że ja też mam chłoniaka. Albo innego raka... Dlatego te panie z fundacji zabrały mnie też do szpitala. Przez chwilę znowu byłam razem z Kicią Kocią. Ale mnie szybko oddali bo okazało się, że jestem zdrowa i nic mi nie jest. A nos to od tego kopniaka. Ale to sama mogłam im powiedzieć! Tylko nie rozumieją kociego :( No ale dlaczego jestem tutaj? Bo moja opiekunka jest bardzo biedna i... chora... Po tej historii z Kicią Kocią bardzo się boi, że nie poradzi sobie jeśli ja też zachoruję. Panie z fundacji mówiły, że jej pomogą, ale ona postanowiła, że znajdzie mi lepszy dom. Taki na zawsze i z lekarzem pod ręką... Nawet sama dała ogłoszenie na jakieś tam stronie. I wtedy te panie z fundacji poprosiły aby już tego nie robiła, że jeśli chce mnie oddać, to lepiej aby one znalazły dla mnie dom. Wiecie co? Te panie z fundacji nawet nie są takie złe. W szpitaliku dałam się przytrzymać do zdjęcia. No może nie jest ono najlepsze na świecie, bo najchętniej to bym czmychnęła z tego stołu. Ale jak już Cię polubię, to będę się przytulać. Bo uwielbiam się przytulać i być blisko człowieka. Mojego człowieka. Nie każdego człowieka. Goście pewnie mnie nie zobaczą. Ale w końcu nie dla gości mnie weźmiesz prawda? A kochać umiem i to bardzo! Bardzo kocham moją obecną opiekunkę. Ale wiem, że ona chce mnie oddać bo wierzy, że dzięki temu da mi lepszy los... Najchętniej zamieszkam z kimś starszym i spokojnym. Nie lubię hałasu ani gwałtownych ruchów. Chętnie zamieszkam z innym kotkiem, byle był spokojny i mnie nie bił. Już w życiu dużo razy byłam zbita... Bardzo potrzebuję spokoju i ciszy... Pokochasz mnie?