ŻYCIE Z ADOPCIAKIEM

03.10.2017

Laser i Jędrzej - kumple od pierwszego wejrzenia

Adopciaki: Od ilu lat Ty i Laser jesteście kumplami?

Jędrzej Taranek: Od czterech. 

A: Jak się spotkaliście? Szukałeś psa do adopcji? 

JT: Zawsze chciałem mieć psa, ale wydawało mi się, że obowiązki zawodowe, które mam, będą mi w tym przeszkadzały. Często bywało tak, że na przykład przez cały dzień nie było mnie w domu. Myślałem, że to będzie problem dla zwierzaka.

Z drugiej strony pomyślałem sobie, że takiemu psiakowi zawsze będzie lepiej u mnie w domu niż w schronisku. Nawet, jeżeli musiałby trochę dłużej pobyć sam. To przecież lepsze niż siedzenie w schroniskowym kojcu i dostawanie jednej michy na dziesięć psów. 

Wybiegając nieco do przodu: okazało się, że moja nieobecność nie stanowiła żadnego problemu. Laser nie potrzebuje dużo atencji w ciągu dnia, nie potrzebuje, żeby się nim stale zajmować - może zostać sam dłużej. No i zacząłem go też czasami zabierać ze sobą na plan. Myślę, że to ważna informacja dla ludzi, którzy zastanawiają się nad adopcją psa. Wiadomo, że są obowiązki, bo trzeba psa wyprowadzać i zadbać o to, żeby miał wodę i jedzenie. Jeśli jednak zdarzy się, że my akurat nie możemy się zająć zwierzakiem, to przecież można skorzystać z pomocy rodziny czy przyjaciół.

Wracając do Lasera. Chciałem mieć psa i dokładnie wiedziałem, jaki to ma być pies: kundelek, krótkowłosy i czarny. Udało się połowicznie:-)

A.: Zacząłeś chodzić po schroniskach w poszukiwaniu krótkowłosego i czarnego kundelka? Czy może był to impuls?

JT: Zebrałem trochę jedzenia od znajomych, sam też kupiłem co nieco i pojechałem na rekonesans do Józefowa. Przyjechałem, wszedłem, zobaczyłem Lasera i wiedziałem, że to będzie on. 

A: Ile miał wtedy miesięcy? 

JT: Trudno powiedzieć. Został znaleziony wraz ze swoim rodzeństwem w kartonie w lesie - to były szczeniaki, ocenione na około 2-2,5 miesiąca.

Zwiedzałem schronisko. W pierwszej klatce, a właściwie w kojcu była akurat pora karmienia i zobaczyłem, jak to się odbywa. Do kojca wstawiono wielką miednicę z czymś rosołopodobnym z makaronem i wszystkie psy się rzuciły do jedzenia. Laser nie mógł się w ogóle dopchać do michy, był najniżej w hierarchii i zjadał najwyżej jakieś resztki. Kiedy wszedłem do kojca, to wszystkie psy na mnie skakały, a on jeden był wycofany i zalękniony. I wtedy powiedziałem: "ok, to będzie właśnie ten". Moim zdaniem on by sobie nie poradził w schronisku. Teraz Laser jest zupełnie inny: otwarty i przyjazny, nie ma w nim lęku.



A: No właśnie: wycofany psiak, a tu nagle okazuje się, że talent aktorski!

JT: Laser ma talent aktorski, wszystkich kocha, nie ma żadnych problemów z innymi psami. Na początku naszego wspólnego życia poszliśmy na zajęcia do szkółki, głównie po to, żeby mógł poprzebywać z psami. Kiedy poczuł się bezpieczny, jego wycofanie szybko minęło.

A: Jakie były Wasze pierwsze dni? "Miodowy miesiąc" czy raczej trudne chwile?

JT: Przez pierwszy tydzień Laser cały czas spał. Wydaje mi się, że po prostu nie mógł spać w schronisku i był totalnie zmęczony. Kiedy przyjechaliśmy do domu, od razu go wykąpałem. Był puchatą miękką kulką, co chwilę ktoś do niego podchodził i go głaskał, więc się wyciszył i postanowił, że wreszcie porządnie się wyśpi. Nawet przez moment obawiałem się, że coś z nim jest nie tak, a on po prostu musiał odespać schronisko.

Laser ma tylko jeden problem - nie lubi jeździć samochodem, źle to znosi, ma chorobę lokomocyjną. W tej chwili mamy to już opanowane: Laser jeździ na przednim siedzeniu w specjalnym siedzisku, jest przypięty pasami. Przed siedzeniem rozkładamy maty do przewijania niemowląt na wypadek, gdyby musiał zwymiotować. Jesteśmy więc zorganizowani pod tym względem, a ponadto nie jeździmy zbyt często.

A: Śpi z Wami w łóżku?

JT: Nie. On sam za tym nie przepada. Zdarza się oczywiście, że jak nas nie ma to wskoczy na łóżko i sobie poleży, ale do nas nie wskakuje. Ma dużo swoich miejsc: specjalny fotel, dwa posłania. W naszym małym mieszkaniu (pokój z kuchnią) Laser ma posłanie w każdym pomieszczeniu - żeby być przy nas.



A: Kiedy i jak się okazało, że Laser ma talent aktorski?

JT: To był przypadek. Grałem w serialu Polsatu "To nie koniec świata" produkcji Aktiv Media i nie miałem z kim Lasera zostawić. Zdjęcia były w Białej Podlaskiej, nie było możliwości, żebym dojeżdżał codziennie z Warszawy, więc zabrałem go ze sobą na plan. W ekipie filmowej było dużo miłośników zwierząt, którzy od razu pokochali Lasera tylko za to, jaki jest - taki zwyczajny psiak. 

Pierwsza scena, którą nagrywaliśmy, miała miejsce w lesie, przy ognisku. Jeden z aktorów siedział na ławce i jadł coś z talerzyka. Laser wskoczył do niego i też został sfilmowany. Tak się spodobał, że postanowiono rozpisać dla niego rolę. Podpisałem aneks do umowy, prowadziliśmy negocjacje dotyczące stawki, miał swój camper, żeby odpoczywać - poważny aktor. Oczywiście grał przede wszystkim w scenach ze mną. Zdjęcia trwały kilka miesięcy. Jeśli Laser miał do zagrania konkretne sceny, to starałem się przygotować go wcześniej. Sam byłem zdziwiony, jak szybko się uczy.

Później uczyłem go różnych sztuczek z myślą o planie filmowym - na przykład wydając komendy jednocześnie głosem i gestem, żeby potem podczas nagrania, kiedy nie można wydawać poleceń na głos, reagował na sam gest.

Laser występuje również w reklamówkach, nie tylko w sztuce wysokiej. Ostatno nagrywaliśmy reklamę cydru. Do nakręcenia mieliśmy scenę, w której chłopak pochyla się, żeby Lasera pogłaskać, a ten ciągnie go za rękaw. Laser jest bardzo spokojnym pieskiem, nie ma w sobie agresji, więc trochę się obawiałem, jak pójdzie. Zrobiliśmy parę prób, nauka zajęła nam może trzy dni i zdjęcia poszły super.

A: Czy korzystasz z pomocy behawiorysty lub dużo czytasz na temat zachowania psów?

JT: Trochę poczytałem, bo nigdy nie miałem psa i musiałem się nieco o psach dowiedzieć. Nie korzystaliśmy i nie korzystamy z trenerów czy behawiorystów - wszystko robimy sami. To jest zawsze forma zabawy, która jest potem przydatna w sytuacjach filmowych.

Laser grał nie tylko w serialu, o którym mówiłem. W środowisku filmowo-reklamowym wieści rozchodzą się szybko i już wiadomo, że "jest pies, który gra i jest dobry". Reżyser świetnego 30-minutowego filmu "Jerry" dowiedział się o Laserze od mojej agentki i Laser zagrał tam naprawdę ważną rolę.

Trochę już tego jest: Laser ma w portfolio filmy, reklamy (w tym spoty dla Adopciaki.pl) i dwa sezony serialu. Co chwilę ktoś pyta mnie o numer telefonu, żeby w razie czego można było Lasera odnaleźć i dać mu aktorski angaż. 

A: Czy są jakieś rzeczy, których Laser absolutnie nie zrobiłby na planie?

JT: Właściwie jeszcze nie było takich sytuacji. Być może jakieś gwałtowne starcie z wodą. Laser jest dosyć płochliwy, więc starałem się oswajać go np. z windą, samochodami, dużymi grupami ludzi. I niby nie boi się wody - wrzucam mu dysk do wody i on płynie całkiem spokojnie. Jeśli jednak ochlapałby go silny strumień wody ze szlaucha, to mógłby się mocno przestraszyć. 

A: Jeździcie razem na wakacje?

JT: No właśnie nie. Wysyłamy go na kolonie do babci nad morze. Po pierwsze taki wakacyjny wyjazd oznacza długą jazdę samochodem, którą Laser źle znosi, po drugie - często trudne do wytrzymania upały. Myślimy o tym, żeby kupić większy samochód, bo Laser w większych samochodach nie ma problemu z jazdą. Może ma klaustrofobię? A może ten samochód, którym teraz jeździmy, kojarzy mu się ze schroniskiem, bo właśnie w nim przyjechał ze schroniska? Liczę na to, że jeśli kupimy większy samochód, to na każde wakacje będziemy wyjeżdżać razem z Laserem - jak prawdziwi kumple.


Warszawa, sierpień 2017

Rozmawiała: Jola Jeżowska z zespołu Adopciaki.pl