AKTUALNOŚCI

18.08.2020

Jak psi agresor został prymusem w szkole dla psów

Czarny, duży, z zębami jak krokodyl i z łatką “agresywny”... gdyby został w schronisku, nie miałby żadnych szans na adopcję. W domu tymczasowym “odczarowaliśmy” Czarusia. Nie był to łatwy przypadek - jak zawsze, gdy mamy do czynienia z psem reaktywnym.


    Tak naprawdę nie wiadomo skąd się wziął. Bardzo możliwe, że był prezentem, który, gdy podrósł, zaczął sprawiać problemy i wtedy ktoś postanowił się go pozbyć. Niestety wciąż jest wiele takich historii. Tak czy siak Czaruś trafił do schroniska. 




Za kratami

    Schronisko to najgorsze miejsce dla psa takiego jak on. Zamknięty w małym, ciasnym boksie nie mógł biegać, rozładować nadmiaru rozsadzającej go energii i cierpiał zamknięty za kratami. Codzienne hałasy, nieustanne szczekanie innych psów były dla niego katorgą. Ludzie, do których lgnął i pragnął ich towarzystwa nie reagowali na jego sposoby zwracania na siebie uwagi. Co gorsza zdiagnozowano go jako psa agresywnego, a on pragnął tylko nagrody, pogłaskania, uwagi. Takie psy najczęściej pozostają w schronisku na zawsze. Nikt przecież nie chce brać sobie do domu problemu. Dzięki naszemu programowi adopcyjnemu i wolontariuszom odwiedzającym schroniska wiele reaktywnych psów udało się uratować. Dzięki pracy zmieniają się i znajdują swoje domy, w których opiekunowie poświęcają im czas. Do Czarusia też uśmiechnęło się szczęście...




Na tymczasie

    Kilka miesięcy temu trafił do jednego z warszawskich domów tymczasowych. Tu okazało się, że to pies, z którym, owszem trzeba dużo pracować, ale ma on również niesamowity potencjał! Jest inteligentny, bystry, szybko uczy się nowych rzeczy. Czaruś zachowywał się wciąż jak szczeniak - podgryzał, poszczekiwał, by zwrócić na siebie uwagę. Za to gdy zostawał sam w domu, zachowywał się wzorowo - niczego nie niszczył, nie brudził, nie szczekał. Największym problemem było jego zachowanie na spacerach. Trudno było nad nim zapanować. Tymczasem zaczęły napływać ankiety adopcyjne na Czarka…


Kto go pokocha? 

    Były początki pandemii. Zastanawialiśmy się, jakie będzie miało to skutki dla naszych podopiecznych. Początkowo obawialiśmy się, że trudno będzie znaleźć im nowe domy. Jednak szybko okazało, że jest wręcz przeciwnie! Izolacja spowodowała, że ludzie zwolnili, mieli więcej czasu dla siebie, dla rodziny. Wiele osób stwierdziło, że to właśnie najlepszy czas na adopcję zwierzaka. Podobnie było z Bartkiem i Anią, którzy rozpoczęli poszukiwania czworonożnego przyjaciela od naszej strony i tam trafili na Czarusia. Wypełnili ankietę adopcyjną. Napisali w niej, że oboje wychowywali się w domach, gdzie zawsze były psy i były one traktowane jak członkowie rodziny! Nie byli jedynymi chętnymi do zaopiekowania się nim, odbyło się kilka spotkań przed adopcyjnych z różnymi rodzinami, które również wypadły świetnie. Jednak trzeba było kogoś wybrać i tak Czaruś trafił do Ani i Bartka i ich mieszkania na warszawskim Ursynowie. 




Blaski i cienie

    Chociaż nowi opiekunowie Czarusia dobrze wiedzieli, z jakim psem mają do czynienia, na początku rzeczywistość ich przerosła. Nie potrafili sobie poradzić z jego niektórymi zachowaniami. Dlatego bardzo chętnie skorzystali z pomocy behawiorystki Agnieszki Grynkiewicz z Dogfulness. Ta wizyta była dla Ani i Bartka niezwykle cenna. Nauczyli się, jak radzić sobie z nadmiarem energii u Czarusia. Jak wyznaczać mu granice. Dowiedzieli się skąd wynikają jego negatywne zachowania - gonienie rowerzystów, obszczekiwanie pieszych - to jego reakcja na nadmiar bodźców, na które narażony jest w mieście. Oboje przyznają, że było ciężko, ale nie poddali się i wiele rzeczy udało się już naprostować. Zapisali go też do szkoły dla psów Psiedszkole, gdzie szybko okazało się, że jest prymusem! Są z niego bardzo dumni. Czaruś odmienił życie swoich opiekunów, a być może to jeszcze nie koniec zmian... Ania przyznaje, że chętnie przenieśliby się gdzieś poza Warszawę, gdzie ich ukochany pies czułby się na pewno dużo lepiej. 




Pomóż nam napisać więcej takich historii

    Program Adopciaki.pl to po prostu grupa prywatnych osób, wolontariuszy działających w ramach Fundacji Viva!  Prowadzimy Domy Tymczasowe dla bezdomnych zwierząt. Jest nas ok. 100 osób w całej Polsce.

Przyjmujemy pod swój dach bezdomne psy i koty, zwłaszcza te, które mają małą szansę na adopcję. Lękowe, wycofane, reaktywne, z problemami. Albo po prostu “niewidzialne” w schronisku, te, o które nikt nie pyta. Oswajamy je z człowiekiem, pod naszym okiem nabierają zaufania i pewności siebie. Badamy je weterynaryjnie i leczymy, jeśli trzeba. Zapewniamy im wyżywienie dobrane do stanu zdrowia. W trudnych przypadkach korzystamy z pomocy profesjonalnych behawiorystów. A kiedy są już gotowe do adopcji, szukamy im domów. 

Nie pobieramy za to wynagrodzenia. Zwierzęta to nasza pasja i poświęcamy mnóstwo czasu, serca i uwagi, żeby przygotować je do adopcji i znaleźć im stały dom. Dla nas najlepszą zapłatą jest szczęśliwe zakończenie smutnej psiej czy kociej historii.

Rocznie trafia do nas ok. 1000 zwierzaków. Większość znajduje dom po kilku miesiącach, ale niektóre, szczególnie trudne, zostają u nas na stałe.

Koszt utrzymania zwierzaka w domu tymczasowym to, w zależności od jego wielkości i stanu zdrowia fizycznego i psychicznego, od 200 do 500 złotych miesięcznie (karma, opieka weterynaryjna, pomoc behawiorysty). Nie mamy dotacji z budżetu, koszty pokrywamy z własnych, prywatnych środków oraz dzięki szczodrości darczyńców.

Na te wydatki zbieramy na https://www.ratujemyzwierzaki.pl/adopciaki-pl Dziękujemy za każdą złotówkę!

Dzięki Wam możemy zmieniać życie kolejnych skrzywdzonych zwierząt!